Wielu teoretyków emocji – głównie filozofów, ale nie tylko – uważa, że emocje są takimi zjawiskami, które mają swoją ukrytą naturę, istotę, czyli coś, co sprawia, że emocja jest emocją. Nie ma jednak zgody co do tego, czym ona jest. Dla jednych istotę emocji stanowi najbardziej osobiste, subiektywne odczucie, dla innych zmiany fizjologiczno-cielesne, a jeszcze dla innych szybko zachodzące procesy neuronalne pod czaszką lub po prostu myśli (percepcje, przekonania), czasami połączone z ewaluacją napotykanych zjawisk w otoczeniu. Paul Griffiths ożywił tę debatę pisząc książkę pod prowokacyjnie brzmiącym tytułem „What emotions really are” (1997). Twierdzi tam, że emocje nie stanowią rodzaju naturalnego, ale podpadają pod trzy istotnie odmienne podtypy: ewolucyjnie prymitywne programy afektywne, emocje złożone poznawczo i wyparte działanie.
W swoim wystąpieniu najpierw pokażę, w jaki sposób argumentowano za istotą emocji i dlaczego ta argumentacja ma bardzo słabą moc przekonywania. Następnie wskażę na poważną złożoność i różnorodność emocji. Ostatecznie będę argumentować, że nie da się w emocjach odnaleźć czegoś, co jest dla nich wszystkich wspólne a zarazem podstawowe (co tworzy ich istotę), i że są one wieloskładnikowymi i wysoce plastycznymi zjawiskami.